no dokąd no dokąd no dokąd tak gnasz?
we własnym odbiciu wciąż widzisz tę twarz
wciąż boisz się zamknąć wciąż boisz otworzyć
oczy i usta by widzieć by krzyczeć w zapadłych
wspomnieniach w mrokach zagajników pachnących
słodyczą szukasz zapomnienia a to ukojenia tych
nieznanych nienazwanych wylękłych zajęcy nad miedzą?
co oni wiedzą co oni słyszą gdzie oni są? uciekli złapani
szamocą się w sieci twojego uśmiechu, wilgoci spojrzenia
nie chcą wiedzieć poznać zrozumieć otaczający cię świat
nie widzą twoich soczystych traw promienie słońca nie
przebijają ich sklepień nie zazielenią się pożółkłe paprocie?
czy pochylić się mam czy podnieść wysoko głowę
aby widzieć te maleńkie stworzonka uciekające w popłochu
przede mną czy przerazić się górnolotnych olbrzymów
spojrzawszy w ich nieodgadnione twarze co ma mnie przed
lękiem uchronić ja sam czy moich towarzyszy słowa gdzie
schronić się przed nieprzewidywalnym podzieję się w jaskini
przy wesołym ogniu domowego ogniska a może w chłodzie
spokoju biblioteki w śmiechu klubu tańca znajdę odpowiedź
w kontaktach towarzyskich czego ja szukam samotności
ucieczki przed nią czasu zabicia taka pustka i dzika żądza
rozdania moich bogactw wielkich możliwości i pomysłów
chyba ruszę w drogę, po prostu pójdę
Adam
(dziś)